Skip to content

Daj, Babo, dziecku przestrzeń!

  • relacje rodzinne
  • bycie mamą
  • opowieści z szafy

📅 29.08.2025

Wrzesień już puka do drzwi. Zaczyna wprowadzać własne porządki: harmonogramy, plany zajęć, lekcje, kto odbiera, kto zawozi. Pierwsze zebrania, zajęcia dodatkowe i niekończące się listy zakupowe z przydasiami pierwszej potrzeby. A wszystko to poprzeplatane pumpkin latte, kocykami i aromatycznymi świeczkami.

Idzie jesień, rodacy! I z okazji tej jesieni mam odezwę do narodu płci żeńskiej:

Daj, Babo, dziecku przestrzeń!

Jakby to było poluzować tę wciąż nieodciętą pępowinę, na której matki trzymają swoje dzieci. Zaufać, że pociechy same potrafią poznawać kolegów, pakować plecak, wybrać, z kim usiąść w ławce. Obserwuję szkolno-przedszkolną rzeczywistość i muszę bez ogródek stwierdzić: świat oszalał. A my, ludzie, razem z nim.

Kiedy wrzesień pachniał kredkami

Pamiętam moje wrześnie z dzieciństwa. Ekscytacja z nowych zeszytów, kredek i ołówków. Te dylematy: kto z kim zasiądzie w ławce, jak to będzie po wakacjach, co czeka w nowej klasie. Było trochę stresu przed nieznanym, drżenie serca – czy wszystko pójdzie tak, jak sobie wymyśliłam. Poczucie obowiązku, że trzeba zapamiętać zadaną pracę domową, naprawić szybciutko to, co zepsułam, zanim dowiedzą się rodzice.

Tak wiele mówi się dziś o tym, czego nie mieliśmy jako milenialsi. A jednak zapomina się, że właśnie brak komfortu uczył samodzielności i zaradności. Nasze mamy nie biegały z petycjami do dyrekcji o to, kto z kim ma być w klasie. Nie organizowały spotkań zapoznawczych. Nikt nawet nie pomyślał, że Zbyś czy Miecio potrzebują pomocy, by zaprzyjaźnić się z kolegami.

A dzisiaj? Już od maja trwa nerwówka: kto z kim i w jakiej klasie. I kiedy obserwuję rodzicielskie dyskusje na ten temat, mam wrażenie, że to nie dzieci mają problem z odnalezieniem się w nowej społeczności, ale… właśnie dorośli. Jakbyśmy nagle przestali wierzyć w siłę młodego pokolenia. A przecież tym zachowaniem odbieramy im sprawczość. Podcinamy skrzydła.

Plecak w kwiatki i lekcja nad koszem z maskotkami

Kilka dni temu poszłam z dzieckiem do osiedlowego sklepu papierniczego. Wiadomo – końcówka sierpnia, więc życie przenosi się do „papieraków”. Pani sprzedawczyni z zaangażowaniem próbowała nas przekonać, że mamy dużo większe potrzeby niż nam się wydaje. A my przyszliśmy tylko po plecak i zeszyty.

Dziecko wybrało plecak najbardziej pstrokaty ze wszystkich. W duchu wolałam coś spokojnego, stonowanego, estetycznego. Ale zrobiłam krok w tył. Bo skoro ma mieć poczucie sprawczości i wiary we własne wybory, to wzór musi być jego decyzją. Inaczej wysyłam komunikat: „Twoje zdanie się nie liczy”.

Pamiętam też szał na maskotki z dyskontu, wymieniane za naklejki. Babcia uzbierała i w końcu dziecko mogło wybrać jedną z tych wymarzonych pluszowych postaci. Stało nad koszem pół godziny, nie mogąc się zdecydować. A ja już miałam w sercu to ukłucie: „może weźmy dwie, żeby nie musiało wybierać…”. Ale wtedy pomyślałam: a gdzie, jeśli nie tu, trenować umiejętność podejmowania decyzji?

Serce matki zawsze chce zdejmować trudności z ramion dziecka. Ale przecież wychowanie to nie wygładzanie drogi z każdego pyłku. To towarzyszenie w trudach, a nie wyręczanie.

Pimpuś kontra samodzielność

Najbardziej jednak martwi mnie coś innego: jak często wychowujemy chłopców w miękkości, w przekonaniu, że ktoś inny za nich podejmie decyzje. I potem dorastają Pimpuś za Pimpusiem – czterdziestolatkowie, którzy nie potrafią kupić sobie spodni bez mamy albo żony.

Na forach internetowych czytam zwierzenia sfrustrowanych żon, które słyszą od teściowych: „Zaopiekuj się moim syneczkiem”. I te syneczki nadal żyją jak w kokonie, niezdolni do prostych, codziennych działań. Jeszcze gorzej, gdy te same babcie szukają emocjonalnego wsparcia u wnuków: „Zjedz, żeby babuni serduszko nie bolało”, „Przytul dziadzia, żeby się nie pogniewał”, „Miej dobre stopnie, żeby było czym się pochwalić”. Świat naprawdę staje na głowie.

A przecież wystarczy odrobina zaufania. Pozwolić dzieciom popełniać błędy – zapomnieć kasztanów, dostać jedynkę, przeżyć konsekwencje. Bo nieporadność w dorosłości bierze się właśnie z tego, że ktoś nie pozwolił nam ćwiczyć odpowiedzialności, kiedy mieliśmy na to czas.

Skrzydła zamiast pępowiny

Może zamiast obsesyjnie kontrolować librusa, zaufajmy, że dzieci potrafią same znaleźć rozwiązanie. Może zamiast oczekiwać „grzeczności”, pokażmy im, że potknięcia są częścią nauki. Że nie one definiują człowieka, ale reakcja na niepowodzenia.

Zamiast pisać petycje o to, kto z kim ma być w klasie, dajmy dzieciom możliwość poznawania innych. Zamiast rozwiązywać za nie konflikty, pozwólmy im spróbować. Niech ich plecy dźwigają ciężary odpowiednie do wieku – takie, które budują siłę i odporność emocjonalną.

Droga Mamo, uwierz w swoje dziecko. Bo Twoja wiara w jego sprawczość to skrzydła, na których może unieść się przez życie, nie bojąc się upadków.

Daj, Babo, dziecku przestrzeń!

Więcej o dorosłości i samodzielności znajdziesz tutaj: Podaruj facetowi samodzielność

Następny →

Komentarze

  • Powered by Contentful