Kobieca Biblioteka
📅 19.08.2025
Pragnęłam czegoś wielkiego, a gdy to w końcu przyszło, przygniótł mnie ciężar tej wielkości. Nie bez powodu powtarzają: „uważaj, o czym marzysz” – szczególnie wtedy, gdy naprawdę potrafisz marzenia urzeczywistniać. Po tym zachłyśnięciu wielkością wpadłam w szpony szarości.
Długo zajęło mi zrozumienie, że to nie szarość wzięła mnie w niewolę. Ona stworzyła dla mnie bezpieczny kokon – delikatny azyl życia. Po to, bym mogła odpocząć, zregenerować połamane skrzydła, przykleić plastry na pozdzierane kolana. By nie dopadł mnie paniczny strach, że świat wiruje w kolorach, a ja stoję gdzieś z boku, na bocznym torze.
Dziś jestem sobie wdzięczna za to, że posłuchałam głosu serca – wołającego o ciszę, rutynę, o malutkie sprawy składające się na zwyczajne życie. Właśnie… zwyczajne życie. Jak to brzmi?! Zwłaszcza wtedy, gdy wszyscy wokół wydają się tacy wyjątkowi, nadzwyczajni, jedyni w swoim rodzaju, prowadzący pasjonujące życia – przynajmniej na zdjęciach.
Dałam się na to nabrać. Naprawdę uwierzyłam, że ludzie robią to, o czym mówią, mówią to, co myślą. Że wszystko osiągają własną, ciężką pracą. Że nie chodzą na skróty. I miałam do siebie żal – że mimo wysiłku, samodzielności, mimo mojej pracowitości, wciąż osiągam tylko połowę tego, co inni. Czy świat mnie oszukał? A może sama nałożyłam na niego filtr swojego ja?
Moje standardy, schematy, droga – nie są obowiązkowe dla reszty świata. Każdy może ze swoim życiem zrobić to, co chce. A mnie bolał obraz z krzywego zwierciadła. Po odkryciu prawdy poczułam żal i rozczarowanie. Zrozumiałam, że biegłam za jednorożcem, który choć obecny na co drugim zdjęciu w sieci, jest jedynie wytworem – stworzonym dla klikalności, dla mamienia takich jak ja. Tych, które wyciskają siebie jak cytrynę, by nadążyć. A świat? Prawdziwy świat wcale nie ucieka.
Tylko… jak zaakceptować fakt, że jest się zwyczajnym, przeciętnym? Jak z taką perspektywą dać sobie prawo do zajmowania miejsca w świecie, do wchodzenia w relacje? Co mam do zaproponowania? Co mogę ofiarować?
Czułam się jak chodzący hipermarket – jakby moim zadaniem było mieć w sobie wszystko, czego potrzebują inni. A przecież nawet nie chciałam nic sprzedawać. Wciąż czuję w sobie tę dziwną powinność – dzielenia się sobą, swoimi zasobami, bez oczekiwania gratyfikacji.
Okazuje się, że tym, co naprawdę mam do ofiarowania drugiemu człowiekowi, jest moja autentyczność i radość życia. Nie potrzebuję cudzych etykiet, nie potrzebuję klepania po plecach przez tych, w których upatrywałam autorytety.
I nie chodzi o to, że czuję się ponad marki, etykiety czy autorytety. Nie. Chodzi o to, że obok nich jest też miejsce dla zwyczajnego człowieka, który kocha grzebać w ziemi, sadzić kwiatki, nawlekać kamyki na sznurki i malować farbami – bez wyuczonego czy wrodzonego talentu.
Na tym świecie jest przestrzeń, by zarażać innych radością płynącą z prostych rzeczy. Dziecięcym zachwytem nad samym procesem – bez konieczności oceny efektu. Jest miejsce na to, by po prostu być. I są ludzie, którzy chcą współistnieć w tym byciu. Którym także sprawiają radość proste czynności.
Od września ruszam z kolejnym cyklem spotkań dla kobiet w Filii 22 MBP we Wrocławiu. Długo dojrzewała we mnie ta formuła. Zaczynałam od tego, co „wielkie i ważne” – a co jednocześnie drenowało mnie i budziło strach przed konsekwencjami otwierania wrażliwych przestrzeni w innych. Kiedy pozwoliłam sobie na lekkość – grupa zaczęła rosnąć, a z niej powstała społeczność. Teraz ta społeczność nabiera kształtu, szytego na miarę.
„Kobieca Biblioteka” – tak postanowiłam ją nazwać. I już dziś zapraszam i Ciebie do tej przestrzeni. Miejsca, w którym można być sobą. Zwyczajnie. I pozwolić sobie na luksus autentyczności. Z pewnością będę tutaj dzieliła się wrażeniami z podejmowanych działań. A Ty, jeśli masz ochotę nie tylko czytać o Kobiecej Bibliotece, ale i stać się jej częścią, daj znać.