Skip to content

Nie każda mapa prowadzi do twojego miejsca

  • moje wybory
  • wracam do siebie
  • żyć po swojemu
  • kobieta w procesie

📅 06.04.2025

Jak już się człowiek wygrzebie z jakiegoś najczarniejszego dołka, to nabiera przekonania, że wie, jak innym pomagać. Co więcej — czuje się w obowiązku tę pomoc nieść. Przymus niesienia pomocy i bycia ratunkiem dla innych.

To naturalne, że gdy coś odkrywamy, natychmiast chcemy się tym dzielić z innymi. Tak. Też tam byłam. Wyszłam z mroku w jasność i byłabym w stanie dokładnie nakreślić, co zrobiłam, by być w miejscu, w którym jestem. Jest tylko jeden problem: supermocą mojej drogi jest fakt, że jest... moja. Skrojona na moje potrzeby, w oparciu o moje zasoby, osadzona w przestrzeni budującej mój świat.

Czy ktoś o innych — lub nawet podobnych — potrzebach, mający własny wachlarz możliwości i zasobów, żyjący w innej przestrzeni, potrzebowałby tego samego co ja? Czy mam pewność, że moja strategia zadziałałaby u niego? Jedyne co mam, to własna perspektywa. A do pomagania innym potrzeba czegoś więcej niż studium jednego przypadku.

Dziesięć przykazań, które nie działają na każdego

Gdyby ludzka psychika była tak prosta, jak ukazywane jest to w mediach społecznościowych, istniałby jeden skuteczny sposób na dobre, pełne harmonii życie.

Moja recepta brzmiałaby wtedy tak:

Dziesięć przykazań szczęśliwego człowieka:

  1. Rzuć pracę, która cię stresuje i odbiera radość.
  2. Zostań bibliotekarką/bibliotekarzem.
  3. Pisz. Przelewaj swoje myśli na papier.
  4. Twórz mapy marzeń, dzienniki wdzięczności.
  5. Grzeb w ziemi, przytulaj się do drzew, grab liście aż na rękach powstaną odciski.
  6. Mów, co myślisz. Nie bierz odpowiedzialności za cudze emocje.
  7. Działaj z pasją.
  8. Twórz! Maluj, lep w glinie, sklejaj modele, szyj.
  9. Korzystaj z pomocy specjalisty, gdy potrzebujesz.
  10. Buduj rodzinę opartą na wartościach z głębi serca, nie z narzuconych schematów.

Ryk-myk-cyk i dzieje się magia! Pięć lat temu bardzo potrzebowałam takiej listy. Gotowych punktów do realizowania. Na szczęście wtedy platformy społecznościowe nie oferowały jeszcze tak szeroko tego contentu. Zamiast tego były „denko”, „get ready with me” i „clean with me”. Tym lepiej dla mnie. Bo już widzę oczami wyobraźni moją frustrację, że cudze cudowne rady u mnie nie działają.

Nie jestem jedną wersją siebie

Od tamtego czasu minęło pięć lat, a ja wciąż się przyzwyczajam do myśli, że nie zawsze moje dziesięć przykazań działa z równą mocą. Co jakiś czas świat boleśnie przypomina mi, że umiejętność dokonywania wyborów idzie za rękę z koniecznością przyjmowania na siebie ich konsekwencji.

Że jeśli chcę coś po swojemu — to czasem oznacza to w samotności. Że jeśli głośno mówię o swoich potrzebach i poglądach, to dostaję po głowie za bycie „planetą ja”. Że przypina mi się etykiety. I że nie zawsze z lekkością motyla umiem przyjmować taki stan rzeczy.

I wciąż uczę się mieścić w sobie różne oblicza mnie samej:

  • tej poukładanej, perfekcyjnie przygotowanej, spełniającej wymagania,
  • ale też tej niewyspanej, bojącej się nowych technologii, tupiącej jak mała dziewczynka,
  • tej nieuczesanej, z odbitą poduszką na policzku, zmarszczkami i naturalnymi paznokciami,
  • tej, która czasem nie zna odpowiedzi, czasem coś palnie,
  • tej, która boi się odrzucenia i ponosi odpowiedzialność za to, jak jest odbierana.

I niby wiem, co jest moje, a co nie. Niby rozumiem i stawiam granice. A potem przychodzi życie — z relacjami, konfiguracjami, próbami — i wszystko się miesza.

Morze opcji, ale tylko jedna sieć do utkania: twoja

Ten trud czasem przyjmuje monstrualne rozmiary. Zwłaszcza wieczorami, gdy życie z realu przenosi się do mojej głowy, a tam szaleją demony. Zapadam się w fotelu, zupełnie jakbym tworzyła z nim jedność.

I wtedy dostrzegam: zachód słońca na linii zielonych drzew. Ciszę wieczoru. Oddech śpiącego syna. Ulubiony kubek, owocową herbatę. I jego głos: – Chcesz mi opowiedzieć, co siedzi ci w głowie?

I nagle wiem: Życie to jego usta i dziecięcy oddech. Widok z okna. Smaczna herbata. Bezpieczny dom. Ale też ciągła podróż do ludzi poprzez własne głębokości czucia.

Życie to trud i lekkość. Tam nie ma „albo – albo”. Tam jest „i to, i to”.

Nie chodzi o to, by się odgradzać od tego, co trudne, ale by wyposażyć siebie samą w narzędziownik. Jak działać w ciemności, by nie nabić sobie guza.

A sposobów na to jest miliardy. Tyle ilu jest ludzi. Razy ich doświadczenia. W różnych konfiguracjach. Niekończące się morze opcji.

Ale każdy z nas musi znaleźć swoje własne miejsce na połów. Utkać swoją sieć. Zdobyć się na odwagę. I korzystać z niej — nie raz, nie dwa. Tyle, ile trzeba.

Następny →

Komentarze

  • Powered by Contentful