Skip to content

Nałóg

  • kobiecy punkt widzenia
  • w świecie emocji
  • pokochać siebie
  • iść własną drogą

📅 20.02.2021

Czuję się uzależniona od poczucia strachu, od oddechu lęku, który mrozi mój karku, od życia na krawędzi katastrofy/armagedonu/końca świata...

Dałam się wciągnąć w wir niekończących się katastroficznych wizji przyszłości. Łaknęłam newsów jak jest źle i jak bardzo źle jeszcze będzie. Nagle obawy o każdy dzień stały się moim pokarmem, moim tlenem, moją rzeczywistością, moim powołaniem.

Stres i strach wypełniły każdą komórkę mojego ciała. Organizm przeciętnego Kowalskiego w wiekszości składa się z wody. Mój organizm składa się ze strachu i stresu. Doszłam do ściany wytrzymałości. Mieszanka dwóch S jest bardzo niebezpieczna, bo wyniszcza zdrowie, odbiera radość, miesza w głowie, zmienia postrzeganie rzeczywistości. Sprawia, że człowiek jest podatny na manipulację, wyłącza się szersze postrzeganie świata. Pozostaje tylko walka o byt i instynkt samozachowawczy, ukierunkowany na przetrwanie.

Gdy walczysz o życie, sprawą poboczną stają się przywileje i prawa, komfort i swoboda, wolność i możliwość wyboru. Wpada się w bagienko koncentrowania myśli na zagrożeniu, i tylko zagrożeniu. Ale też człowiek przyzwyczaja się do tych wyrzutów adrenaliny, przyspieszonego oddechu, silnych emocji, przejmujących kontrolę nad ciałem i do tych wszystkich procesów chemicznych, które zachodzą w organizmie pod wpływem kortyzolu wydzielanego w ilościach hurtowych. Tak, mrok zdecydowanie ma w sobie siłę przyciągania jak magnes.

Gdy już odkryłam jak bardzo szkodzi mi stres i strach, podjęłam desperacką próbę izolowania się od nich. Wypierania z głowy jednego i drugiego, jednocześnie karmiąc się codziennie nowymi informacjami rodem z filmów katastroficznych. Ja nie twierdzę, że sytuacja na świecie to jeden wielki spisek, nie neguję tego, co widzę i czego sama doświadczyłam, ale już wiem, że gdy patrzy się tylko w jednym kierunku, widzi się to, co dokładnie w tamtym miejscu się dzieje. Tylko w tym miejscu. Nie dostrzega się akcji, która toczy się w innych miejscach. A horyzont jest przecież bardzo szeroki!

Nie umiem izolować się od stresu i strachu. Nie wiem czy to w ogóle możliwe, żyjąc a nie wegetując. Strach jest ważną emocją. Stres potrafi pobudzać do działania. Jeden i drugi są potrzebne. Więc nie tylko chodzi o to, by wypierać ich istnienie lub uciekać od nich, ale raczej nauczyć się radzić sobie z nimi. Nie prowokować sytuacji stresowych i "strachogennych". Przez pewien moment pomyliłam radzenie sobie ze strachem i stresem z pozorną kontrolą nad jednym i drugim. Codziennie po otworzeniu oczu i przed ich zamknięciem czułam powinność czytania/oglądania serwisów informacyjnych. Musiałam wiedzieć, by panować nad sytuacją. W rzeczywistości wiedziałam to, co najlepiej sie sprzedaje, czyli o katastrofach, zagrożeniach, wypadkach, liczbach zgonów i zakażeń, o tym czego brakuje i jak jest źle. Szklanka wciąż w połowie pusta. A ja nie kontrolowałam niczego, to strach miał kontrolę nade mną. Zamiast ujarzmiać go i wypływający z niego stres, karmiłam oba, dzień w dzień. Co rano i każdego wieczora. Weszło mi to w nawyk. I to jest największe uzależnienie. Bo mam chwile gdy tego nie robię, ale... wystarczy jeden jedyny raz złamania się, chwili słabości i znów cyfry przejmują nade mną kontrolę, zdrowy rozsądek odchodzi na boczny tor. Zło, zagrożenie, niebezpieczeństwo, ryzyko stają się chlebem powszednim, rzeczywistością, a nie tylko składową o wiele większej całości. Chyba tak samo czują się ludzie uzależnieni od używek. Dochodzą do momentu gdy wiedzą, że coś im szkodzi, ale głód tego jest większy. Lub też silniejsze jest poczucie kontrolowania sytuacji, podczas gdy to sytuacja kontroluje ich samych.

Życie w permanentnym strachu i stresie może mieć też drugie oblicze... nagle człowiekowi tak powszednieje zagrożenie, że puszczają mu wszelkie hamulce, traci głowę, wyłącza się instynkt samozachowawczy, a ster przejmuje pozorne poczucie niezniszczalności, oraz brawura i głupota, udające wolność i niezależność.

Niesamowite i przerażające zarazem jak w krótkim czasie (w moim przypadku 1/34 całości mojego życia) można, zupełnie niespostrzeżenie, pod przykrywką codziennych spraw, zapakować sobie na plecy ciężar nie-do-udźwignięcia, bagaż, spod którego uwolnienie się będzie długim procesem zdrowienia.

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful