Skip to content

W okopach codzienności

  • w świecie emocji
  • kobiecy punkt widzenia

📅 14.03.2022

Za oknem słońce budzi ze snu zaspane osiedle. Okna w sypialni wtulają się w pozimowy brud, będący wspomnieniem kurzu, deszczu, śniegu i szalejących jeszcze niedawno wichur. Chyba pora umyć to okno... bo za chwilę już nawet słońce nie da rady przebić się przez to wspomnienie minionej już prawie zimy, malujące się na szybach.

Zakładam szlafrok, niebieski jak wiosenne niebo. Dostałam go pod choinkę od męża cztery lata temu. Pierwszy raz okryłam się jego miękkością w grudniowy zimny poranek, tuląc i chroniąc od chłodu mój brzuch, w którym kiełkowało nowe życie, nasz syn. Drepczę w tym samym co wtedy szlafroku do kuchni. Ekspres do kawy mruczy dobrze znaną mi melodię. Filiżanka wypełnia się ciepłem i aromatem. Na kuchennym blacie okruchy chleba, kropelki rozlanego napoju owsianego - efekt przygotowywanej zaspanymi dłońmi owsianki. Trzy krzesła przy niewielkim kuchennym stole. Okno przywołujące wiosnę. Tak, to zdążyłam już umyć. Słońce świeci jaśniej niż w sypialni.

Kawa rozgaszcza się w moim ciele. Budowlańcy, remontujący balkony, machają mi z uśmiechem. Jeżu kolczasty, przecież ja się dzisiaj nie czesałam! Wyglądam jak "piorun w rabarbar" - tak mawiała moja koleżanka z pierwszej pracy. Co dokładnie oznacza to powiedzenie... myślę, że wyobraźnia każdej z nas podpowie już odpowiednie obrazy. W każdym razie... raczej mało korzystny wizerunek w tej chwili sobą reprezentuję.

Czas mija, minuta za minutą. Pora nastawić zupę. Płomień z gazowego palnika okala dno garnka. Dziś będzie pomidorowa. Koniecznie z makaronem w kształcie grubaśnego świdra. To jeden z ulubionych makaronów mojego syna. Likopen z pomidorów nadaje intensywności koloru zupie. Ha! To, że za czerwony kolor odpowiada likopen, wiem dzięki mojemu synowi! Dostał od sąsiadów książkę, prawdziwą skarbnicę wiedzy dziwnej, ale użytecznej. W tajemnicy Ci powiem, że nie znoszę tej książki z nim oglądać, bo wymaga ode mnie dużego nakładu intelektualnego, bardzo angażuje zwoje mózgowe... A ten mały cwaniak zna ją już na pamięć. Recytuje jak paciorek nazwy związków chemicznych, występujących w warzywach i owocach. Nie dość, że recytuje to jeszcze rozumie ich znaczenie, wie, jaką spełniają funkcję i jak wpływają na organizm zjadacza... Moja stara głowa... już nie z taką łatwością wchodzi do niej wiedza dziwna.

Taka codzienność. Sielanka. Normalność. Ale ma drugie dno. Od jakiegoś czasu wszystko to, co powyżej napisałam, opatrzone jest w didaskalia geopolitycznej sytuacji świata. Dwie rzeczywistości zlewają się w całość. Jak? Przeczytaj raz jeszcze...

Za oknem słońce budzi ze snu zaspane osiedle. (Muszę koniecznie sprawdzić, czy Kijów nadal niepodległy?!) Okna w sypialni wtulają się w pozimowy brud, będący wspomnieniem kurzu, deszczu, śniegu i szalejących jeszcze niedawno wichur. (TAM powietrze gęste od dymu, słońce zapomniało o tym rejonie świata.) Chyba pora umyć to okno... bo za chwilę już nawet słońce nie da rady przebić się przez to wspomnienie minionej już prawie zimy, malujące się na szybach. (Jak dobrze, że w ogóle mamy okna. Noce i dnie nadal są zimne. Ciekawe, jak daleko po wybuchu bomby, rozchodzi się fala uderzeniowa, obracająca w nicość szyby.)

Zakładam szlafrok, niebieski jak wiosenne niebo. (A tam taki chłód. Mało kto spał w swoim łóżku, nie mówiąc już o możliwości spania w wygodnej piżamie.) Dostałam go pod choinkę od męża cztery lata temu. Pierwszy raz okryłam się jego miękkością w grudniowy zimny poranek, tuląc i chroniąc od chłodu mój brzuch, w którym kiełkowało nowe życie, nasz syn. (Ciężarne rodzące w piwnicy, noworodki w zimnie. Nowe życie, które świat wita bombami.) Drepczę w tym samym co wtedy szlafroku do kuchni. (Wycie syren, pośpiech, trzeba zdążyć zbiec do schronu, albo chociaż piwnicy. Każda sekunda się liczy, jeśli chcesz przeżyć.) Ekspres do kawy mruczy dobrze znaną mi melodię. Filiżanka wypełnia się ciepłem i aromatem. (Mam wyrzuty sumienia, nie pierwsze dzisiaj i z pewnością nie ostatnie. Syndrom ocaleńca? Tak to się nazywa? Ciepła kawa?! Byleby znalazła się odrobina wody, która ukoi spierzchnięte usta.) Na kuchennym blacie okruchy chleba, kropelki rozlanego napoju owsianego - efekt przygotowywanej zaspanymi dłońmi owsianki. (Tyle wygrać... Tak wdzięczna jestem światu, że jestem, tu gdzie jestem. Bo wystarczyłoby kilkaset kilometrów w drugą stronę, bym była zakładniczką tego dramatu.) Trzy krzesła przy niewielkim kuchennym stole. (Mój mąż na wyciągnięcie ręki. Mój syn, bawiący się autkami w swoim pokoju. Obaj bezpieczni, wszyscy razem.) Okno przywołujące wiosnę. Tak, to zdążyłam już umyć. Słońce świeci jaśniej niż w sypialni. (Słońce świeci, nastał dzień, przyszło jutro i stało się dzisiaj.)

Kawa rozgaszcza się w moim ciele. (Egoistka, egoistka, EGOISTKA) Budowlańcy, remontujący balkony, machają mi z uśmiechem. (Czy TAM ludzie potrafią się jeszcze uśmiechać?) Jeżu kolczasty, przecież ja się dzisiaj nie czesałam! (Jak dobrze, że czuję moją głowę, że jest w jednym kawałku, że nie spoczywa na zimnym betonie bez oznak życia.) Wyglądam jak "piorun w rabarbar" - tak mawiała moja koleżanka z pierwszej pracy. Co dokładnie oznacza to powiedzenie... myślę, że wyobraźnia każdej z nas podpowie już odpowiednie obrazy. W każdym razie... raczej mało korzystny wizerunek w tej chwili sobą reprezentuję. (Zbombardowanych ukraińskich miast nic nie przebije, ziemi poranionej, rozoranej żelazem i ładunkami wybuchowymi.)

Czas mija, minuta za minutą. (Bombardowania ciągną się w nieskończoność. Chwile wytchnienia od ostrzału, mijają jak mrugnięcie powieki.) Pora nastawić zupę. Płomień z gazowego palnika okala dno garnka. Dziś będzie pomidorowa. (Nie wytrzymuję tego. Łzy zalewają mi oczy. Zwyczajna, ciepła zupa...) Koniecznie z makaronem w kształcie grubaśnego świdra. To jeden z ulubionych makaronów mojego syna. (Synku jakie to ogromne szczęście, że nie brakuje nam w domu makaronu, nie mówiąc już o tym, że możesz sobie wybrać jego rodzaj.) Likopen z pomidorów nadaje zupie intensywnego koloru. Ha! To, że za czerwony kolor odpowiada likopen, wiem dzięki mojemu synowi! Dostał od sąsiadów książkę, prawdziwą skarbnicę wiedzy dziwnej, ale użytecznej. W tajemnicy Ci powiem, że nie znoszę tej książki z nim oglądać, bo wymaga ode mnie dużego nakładu intelektualnego, bardzo angażuje zwoje mózgowe... (Obyś znał wojnę tylko z książek, tylko z książek...) A ten mały cwaniak zna ją już na pamięć. Recytuje jak paciorek nazwy związków chemicznych, występujących w warzywach i owocach. Nie dość, że recytuje, to jeszcze rozumie ich znaczenie, wie, jaką spełniają funkcję i jak wpływają na organizm zjadacza...(By tylko taka wiedza zaprzątała Ci głowę...) Moja stara głowa... już nie z taką łatwością wchodzi do niej wiedza dziwna. (Moja młoda głowa nie potrafi pomieścić tego, co dzieje się na naszych oczach.)

Żyję i egzystuję w dwóch światach. Staję na głowie, by didaskalia nie wpędzały mnie w nicość... Potrzebna jestem poza nawiasem. Ty także! Czuję, że przynajmniej w słowach trzymać się powinnam narracji poza didaskaliami. I tak też zrobię. Nie z ignorancji, ale dlatego, że świat dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje myśli jasnych, uczuć ciepłych, wiary i nadziei o każdym wschodzie i zachodzie słońca. Muszę żyć swoim życiem, mimo wyrzutów sumienia przez to, że mam to co mam. Ale może mam, to co mam po to, by zrobić z tego użytek? Nie marnować szans. Bądź dzielna między tymi dwoma światami, w których przyszło nam żyć. Obiecuję, że i ja będę.

← PoprzedniNastępny →

Komentarze

  • Powered by Contentful